sobota, 12 czerwca 2010

Krótka przygoda w Turkmenistanie











Za nami przeszło11 tysięcy kilometrów i dwa miesiące w podróży. Właśnie spędzamy kolejny dzień w Taszkiencie, stolicy Uzbekistanu. Lecz zanim tu dotarliśmy, mijaliśmy po drodze wiele fajnych miejsc, miast, spotykaliśmy ciekawych ludzi. Ale od początku.
Z Iranu wyjechaliśmy z małym opóźnieniem związanym z załatwianiem wiz. Skierowaliśmy się na północny wschód, w stronę granicy z Turkmenistanem. Tu dodam, że droga ta biegnie z początku przez piękne góry, z widokami zapierającymi dech, następnie przez równinne uprawne tereny, a potem przez piękne doliny Parku Narodowego Golestan. Przekraczanie granicy zajęło nam parę dobrych godzin zarówno po irańskiej, jak i po turkmeńskiej stronie - całe mnóstwo papierkowej roboty, dodatkowe opłaty (około 150$) w Turkmenistanie. Jeszcze tego samego dnia dojeżdżamy do Aszchabadu, który robi na nas spore wrażenie: wygląda jak mała kopia Dubaju. Masywne białe apartamentowce, zbudowane z przepychem różne ministerstwa i banki, obszerne deptaki, zadbane zielone parki z wieloma fontannami, monumentami i posągami, najczęściej przedstawiającymi prezydenta kraju (wykonane ze złota - technicznego, oczywiście ;). No a na ulicach zatrzesienie zagranicznych samochodow - przede wszystkim Toyoty. Myslimy sobie niesamowicie bogaty kraj. Przez przypadek spotykamy pare Polakow: Elzbiete i Wiecha ktorzy mieszkaja i pracuja tutaj zatrudnieni przez francuska firme budowlana. Sa bardzo mili, zapraszaja nas do siebie gdzie spedzamy mily wieczor na rozmowie miedzy innymi o Turkmenistanie. Dowiadujemy sie o prawdziwym obliczu tego kraju, ktory okazuje sie naprawde biedny, w ktorym ludzie nie maja zbyt wiele praw, zastraszeni przez policje i inne sluzby bedace na uslugach "wielkiego prezydenta" ktory w mojej opinii jest po prostu dyktatorem. A samo miasto jest tylko piekna fasada majaca ukryc prawdziwa biede. Stare bloki, nie jednokrotnie domki tak jak unas na wsia sprzed 40 lat. No i oczywiscie policjanci stojacy co 300 m na kazdej glownej ulicy. Nastepnego dnia mamy takze przekonac sie jak straszne drogi tu maja, do tej pory nie mialem okazji jezdzic po czyms tak nie rownym i dziurawym (droga do kolejnego wiekszego miasta Mary). Zapomnialbym wspomniec ze na okolo jest sama pustynia i jest strasznie goraco. Przez ten kraj staramy sie przejechac szybko, tak wiec juz trzeciego dnia udaje sie nam dotrzec do Uzbeckiej granicy. Jeszcze jakies 80 km przed granica mielismy okazje spotkac na naszej drodze niesamowitego kolesia podrozujacego na rowerze. Nathan bo tak ma na imie pochodzi z Kanady i jest juz 15 miesiecy w drodze, zaliczajac po drodze Europe i wiekszosc Afryki.
Przekraczanie granicy, tak jak sie spodziewalismy zabierze troche czasu bo cala ta papierkowa robota..., milym zaskoczeniem byl fakt ze w Uzbekistanie nie musielismy dokonywac zadnych oplat na granicy.
Co do reszty podrozy w Uzbekistanie i fotki postaram sie uzupelnic w najblizszych dniach, pozdrawiamy Aga i Pawel